Wiedźmy dotrzymują obietnic, bo takie są i ja Wam obiecałam ostatnio, że podrzucę Wam proste receptury na dobre czarne kawki w domu. Na początek nie będzie to sprzęt za 865 złotych (albo więcej czy troszkę mniej), a postaram się wyczarować takie rady, żeby za kilka dyszek każdy mógł poczuć się profesjonalnym baristą. Umiem czytać w myślach, ale nie wszystkim czytelnikom jednocześnie i to jeszcze w przyszłości, więc przybliżę tu metodę o szerokim polu manewru oraz w zależności od preferencji oczekiwanego efektu podpowiem jak wybrać kawkę, tak na początek.
French Press
Jeśli chcesz, żeby Twoja kawka była raczej delikatnym naparem, z niewielką ilością goryczy idealnym rozwiązaniem dla Ciebie jest prasa francuska! Jeśli chcesz, żeby była wyraźniejsza w smaku, bardziej mętna i goryczkowa, to w sumie też możesz parzyć tak kawę! Ogólnie ta metoda jest bardzo prosta i świetnie sprawdzi się dla osób zupełnie początkujących, bo French Press ma dużą tolerancję na błędy i szerokie pole manewru. Oddam w Wasze ręce recepturę, którą ja się posługiwałam na samym początku mojej przygody z kawą, ale najpierw kilka porad wyborowych.
Wybór French Pressu to dwie ważne rzeczy: musi się rozkręcać (żeby go porządnie czyścić i ewentualnie wmontować sobie tam jakiś filtr) oraz sitko musi ściśle przylegać do ścianek naczynia. To najważniejsze sprawy, a reszta to już kwestia gustu. Polecam raczej te o pojemności 0,4 litra, bo tak po prostu smaczniej wychodzi ta kawa.
Wybór kawy jest już ściśle uzależniony od smakowych preferencji. Jeśli chcesz iść w klasykę, czyli kakao i orzechy, to wybierz kawę z Brazylii, a jeśli coś bardziej słodkiego i owocowego to może Kolumbia albo Gwatemala, bardziej kwaśne będą na przykład Kenie czy Etiopię, ale też zależy które i czasem Rwandy, a czasem nie. Ogólnie wybór kawy to trudna sprawa, więc mam taką propozycję. Jak chcesz bardziej parzyć bez nut owocowych to weź Brazylię, a jak chcesz sobie zrobić w tym French Pressie taki trochę kompot to Kolumbię. Na początek. Najlepiej to chodź po kawiarniach i pijaj wszystko co Ci dają do próbowania i rozmawiaj z nimi, bo bariści to mądre bestie. Tylko umówmy się, że jeśli chodzi o czarną kawkę to nie pijmy jej w sieciówkach, ok?
Mielenie to jest kolejny temat jak można zmienić efekt w filiżance zmieleniem ziaren. Ustalamy teraz i już na zawsze, że nie kupujemy kawy już zmielonej takiej co na sklepowej półce zdążyła już się zakurzyć i stracić swój smak trzy razy. To co mamy zrobić w takim razie z dobrym ziarnem jak nie mamy młynka? Poprosić baristę w kawiarni gdzieś blisko. Można powiedzieć po prostu, że chcemy mieć kawkę zmieloną pod parzenie we French Pressie, ale można też nakierować baristę na „trochę grubiej” lub „trochę drobniej”. Potrzebujemy kawy zmielonej odrobine drobniej, jeśli wydaje nam się, że w filiżance jest za mało smaku, a grubiej, jeśli kawa wydaje nam się za mocno zaparzona i szukamy delikatniejszego smaku, więcej słodyczy i owoców.
Proces czyli ta z pozoru najtrudniejsza część jak się za chwilę okażę będzie prosty, powtarzalny i łatwy do samodzielnego zmienienia, gdyby coś Wam nie odpowiadało. Mamy wybraną kawę, zmieloną już też i zostaje samo parzenie. Bierzemy sobie wagę (najlepiej z dokładnością do 0,1g) jeśli mamy w domu takie cuda, jeśli nie mamy to warto się zaopatrzyć, bo posłuży do wszystkich innych kawowych poczynań, a jeśli nie mamy to podam taki o sposób z jakiego korzystałam jak nie miałam. Proporcjonalna ilość kawy do wody to około 6 gramów kawy na każde 100 mililitrów wody. Jeśli nie macie wagi to zrobimy około 400 ml kawki, będzie nam najłatwiej.
Bierzemy łyżkę stołową, stoper, ten French Press, kawkę i wstawiamy wodę, ale więcej niż potrzebujemy, żeby nie lać wody z dna czajnika.
Wstawiamy wodę, najlepiej mineralną z butelki albo chociaż z filtra, kranówka się raczej nie nada.
W tym czasie wsypujemy do Frencha 24 gramy kawy czyli 2 bardzo mocno czubate łyżki (dlatego, że na 100 ml wody 6 gramów kawy, a będziemy parzyć 400 ml, bo nie mamy wagi, a taką pojemność ma ten French Press, więc łatwo to zweryfikować).
Kiedy woda się zagotuję musimy chwilkę odczekać, żeby spadła jej temperatura, tak dosłownie otwórzcie pokrywkę czajnika na pół minuty albo chwileczkę dłużej i wtedy lejcie. Ważne, żeby woda nie miała 100 stopni tylko na przykład takie 90, bo w tym pierwszym przypadku z kawy wyjdzie nam taka nieprzyjemna gorycz i się zagotuje, a to nie jest coś czego chcemy.
To lejemy i jednocześnie włączamy stoper! Lejemy jednak tylko tyle, żeby przykryć całą kawę i tak czekamy aż minie 30 sekund, wtedy dolewamy do końca.
Zostawiamy, żeby nie naruszyć dziejących się tam wydarzeń, tego procesu parzenia kawki nazywanego też ekstrakcją. Pilnujemy stopera i łyżki, bo w drugiej minucie musimy wkroczyć do akcji i złamać te warstwę fusów na powierzchni. Mamy na to 3 ruchy, takie łamiąco-wmieszowywujące. Ruchy powinny być pewne, ale płynne. Nie będzie też tragedii jak po prostu powoli zamieszamy w tej kawce jeśli nie potrafimy sobie takiego ruchu wyobrazić, ale polecam się nie bać i próbować.
To już prawie koniec.
Czekamy jeszcze trochę, aż stoper pokaże nam 3:30 i wtedy zaczynamy przeciskać powolutku sitko. Od razu po przeciśnięciu przelewamy kawę do innego naczynia, żeby się dalej nie zaparzała.
Próbujemy.
Jest delikatna, słodka i może nawet owocowa jeśli wybraliście takie ziarko. Jest aromatycznym naparem, który nie atakuje swoim smakiem. Wprowadza nas w świat czarnych kaw, które nie są gorzką smołą. Może nam to smakować lub nie.
Jeśli uważamy, że jest troszeczkę za słaba możemy spróbować zaparzyć ją dłużej, zmielić drobniej, sprawdzić czy nasze dwie łyżki to na pewno 24 gramy albo poczekać na kolejny wpis, gdzie opowiem o metodzie do zaparzenia trochę wyraźniejszej w smaku kawy.
A tutaj French Press, który posłużył mi jako dzbanek kiedy uczyłam się parzyć Kalitę. Przydatne narzędzie, gorąco polecam.
Buziak,
Caro.